2011-Słupia

Na otwierający sezon spływ kajakowy klubu KTKaj. ARKA V, tradycyjnie organizowany przez kolegę Lecha Boczkowskiego udaliśmy się na rzekę Słupię. Było to częściowe powtórzenie trasy sprzed 5 lat, kiedy to płynęliśmy Łebą i Słupią. Spływ sprzed 5 lat cieszył się znacznie lepszą frekwencją, byli z nami reprezentanci Szczecinka i RTW Bydgostia. Teraz jest nas tylko 9 osób, w tym goście z Wałcza – Marylka i Grześ (byli także 5 lat temu). Jest ten sam kierowca – Marek i ten sam komandor – Lechu.

1 maja ruszamy o 7.00 z bazy na Witebskiej . O 9.40 jesteśmy w Sulęczynie, gdzie czekają już na nas Słupszczanie – Danusia i Mundek Burzyńscy. Około 10.00 dojeżdżają Marylka z Grzesiem. Opowiadają że po drodze widzieli spływ kajakowy na „sulęczyńskiej rynnie”. Wobec takich wiadomości zapada decyzja, schodzimy na rynnę i my. Ruszamy o 10.30, przodem K-1 Tomek, Lechu, potem K-2 Krzysztof, Andrzej, Józef, Danka, Mundek , zamykają K-1 Grzegorz i Marylka. Co się potem działo to wie kto był na rynnie, zakończyło się jedną wywrotką i minięciem spływu, który był przed nami a którego kajaki kładły się pokotem. Danka z Mundkiem choć mokrzy byli bardzo dzielni i niedługo ruszyliśmy dalej. Jest pięknie, słonecznie ale wietrznie i niezbyt ciepło, na trasie parę drzew i trochę bystrzy ,ale nie wymaga to od nas napiętej uwagi, choć K-2 muszą od czasu do czasu popracować. Postój robimy przy moście na drodze z Parchowa – są tu ławki, stoliki, kamień papieski a przede wszystkim czeka nasz kierowca – Marek. Można podjeść, popić i przebrać się w suche ciuchy. Dalsza droga przebiega bez problemów, tylko leciutka fala na Jeziorze Żukowskim, przenoska w Młynkach i już jesteśmy w hydroelektrowni Soszyca, gdzie kończymy 1 etap (19 km). Ruszamy na poszukiwanie naszej bazy tj. Szkoły Podstawowej w miejscowości Pomysk Wielki, gdzie czeka na nas Pani Basia. Przekazuje nam salę gimnastyczną, pokój gościnny, szatnie i toalety w nasze niepodzielne władanie. Na 2 dni to nasz dom. Na sali jest ciepło i są materace, w kranach ciepła woda – czegoż więcej nam potrzeba.

Dzień 2 maja (poniedziałek) wyjeżdżamy o 9.00 i przed 10.00 jesteśmy już na wodzie. Ruszyliśmy z mostu drogowego w Soszycy. Płyniemy przez Park Krajobrazowy „Dolina Słupi”. Liczne drzewa w nurcie, piękne krajobrazy, cisza i spokój tworzą atmosferę do jakiej tęskniliśmy. Postój robimy przy zwalonych drzewach, które leżą w poprzek tworząc spore sterty. Gdzieniegdzie przenosimy kajaki, tylko Tomek czochra się przez gałęzie. Dopływamy do mostu w Gołębiej Górze, gdzie na parkingu czeka nasz bus. Robimy sesję zdjęciową kolejnym nadpływającym kajakom (jest tu mały uskok). W czasie posiłku na postoju Danka i Mundek częstują wszystkich aromatyczną aroniówką. Pozostało nam 6 km rzeki z kilkoma przeszkodami, po czym zbieramy się w starorzeczu Bytowej do skoku przez Jezioro Głębokie, gdzie na biwaku z wielkim wigwamem kończymy II etap spływu (18 km). Jest jeszcze wcześnie (15) jedziemy do szkoły przebrać się i do Bytowa na ciepły obiadek. Największe powodzenie miał schabowy i inne warianty wieprzowiny, wiadomo uzupełnialiśmy stracone kalorie. Wieczorem obchodziliśmy uroczyście 50 urodziny Józka, po czym wysłuchaliśmy koncert gitarowy Grzesia, który jest znanym wirtuozem tegoż instrumentu.

3 maja (wtorek) pobudka o 7.00 nastąpiła samoistnie, zajęliśmy się śniadaniem
i pakowaniem. Potem sprzątanie wykorzystywanych przez nas pomieszczeń – szczególnie wyróżniała się Danusia. Na długo przed przyjściem po klucze Pani Basi byliśmy już zwarci i gotowi więc Grzesiu pograł na gitarze. Bezproblemowo rozliczamy się z gościnnymi gospodarzami i tuż po 10 wyjeżdżamy ok. 40 km w kierunku Słupska. O godz. 11 schodzimy na płytkie wody rzeki Kamienicy, którą niektórzy z nas wspominają z respektem. Dzisiaj mija właśnie 5 rocznica połamania kajaka na tym właśnie odcinku rzeki. Po ok. 1 km rzeka Kamienica łączy się z korytem Starej Supi i dalej płynie już jako Słupia (wg. mapy Park Krajobrazowy Dolina Słupi). Prąd jest zdecydowanie słabszy niż 5 lat temu i to znacznie mnie uspokaja bo przeszkody naprawdę liczne i w ciekawych konfiguracjach. Nagle doganiamy inny spływ kajakowy. Płyną na wypasionych kajakach i w specjalistycznych ciuchach ale i tak ich mijamy choć twierdzą, że często pływają na tej rzece. Postój robimy na urokliwej polanie mocno meandrującej Słupi. Tomek sprawdza GPS, przepłynęliśmy 5,8 km w 1,34 godz., przy tych przeszkodach to bardzo ładny wynik. Wpływamy w najpiękniejszy odcinek rzeki, brzegi podnoszą się do 20 m. Chwilami płyniemy wąwozem, którego brzegi porastają wiekowe buki. Instruktor ze spływu, który minęliśmy płynie na górskim kajaku i do zdjęcia postanawia zjechać – skoczyć z 8 m brzeg, kończąc to wszystko eskimoską. Ciekawych drzew w poprzek rzeki przybywa a i nurt przyśpiesza wobec czego spływ rozciąga się na przeszkodach. Czochrając się pod zwalonymi pniami zaczynam żałować że nie płynę na K-2 (mógłbym się swobodnie kłaść w kajaku), nagle widzę na wysokim prawym brzegu elementy elektrowni – aha, myślę, to już tu!

To nie tu, jeszcze z 2 km i kilkanaście drzew zanim dobiłem do przystani w Gałęźni Małej. Na brzegu Marek powitał mnie kieliszkiem „krzakówy” i wiadomością
o przekroczonym limicie kilometrów (a więc dodatkowa forsa). W ciągu 30 minut dopłynęły wszystkie nasze kajaki, zapakowaliśmy się, ucałowali z Danusią, Mundkiem, Marylką , Grzesiem i ruszyli w drogę powrotną.
Spływ organizacyjnie i kosztowo bardzo udany, rzeka cudna, ludzie wspaniali tylko frekwencja naszych klubowych kajakarzy( już tradycyjnie ) nie dopisała.

Opisał: Lech Boczkowski